Piękna, pełna ciepła opowieść o latach spędzonych w Tymoszówce, we dworze na dalekich kresach Rzeczpospolitej. Zofia Szymanowska, najmłodsza siostra Karola Szymanowskiego, wspomina beztroskę lat dziecięcych, atmosferę pogody ducha tamtych dni, radość, nadzieje i wszechobecną muzykę…
Dom tymoszowiecki był wielki i trochę mroczny. Szeroki korytarz ciągnął się jak kręgosłup przez całą długość domu… Okna były duże i jasne, zwłaszcza gdy liście opadły, gdyż latem ocieniały je gęsto orzechy i lipy. [...]W sali jadalnej stał dębowy stół i krzesła rzeźbione, na prostych rozchylonych nogach, kryte safianem o dyskretnie barwnych deseniach. W sali wisiały portrety. W dzieciństwie bałam się ich bardzo…
W swej opowieści autorka przeplata losy rodziny i ludzi z jej otoczenia, pojawiają się cudowne ciotki, niańki, służący, goście, a wśród nich Artur Rubinstein, Harry Neuhaus, Paweł Kochański, wspomina także rozliczne konie, psy i zabawy. I oczywiście Karol Szymanowski, poważny, zapracowany, pochłonięty muzyką i tworzeniem – ukochany brat.