Piotr Langenfeld, dziennikarz i publicysta, przebywał dwukrotnie w Afganistanie w charakterze korespondenta wojennego, przydzielony do 10 Dywizji Górskiej oraz 25 Dywizji Piechoty. Jako jeden z nielicznych Polaków przemierzał z żołnierzami US Army bezdroża prowincji Chost i Logar. Nie zwiedzał wyłącznie bezpiecznych baz, wręcz przeciwnie. Brał udział w patrolach i konwojach, przeżył kilka potyczek z talibami, rozmawiał z prostymi żołnierzami, a także z wyższymi oficerami dowodzącymi bazami. Spotkał tu zwyczajnych ludzi, którzy walczą o przetrwanie, i prawdziwych bohaterów niełatwej afgańskiej codzienności. Był świadkiem przejmujących scen w ogarniętym wojną kraju. Próbuje zrozumieć Afganistan.
O swoim przeżyciach i wrażeniach opowiada w niniejszej książce, pełnej akcji, często humoru, ale i refleksji, z której wyłania się prawdziwe oblicze wojny. To miał być spokojny patrol. Nic szczególnego. Mieliśmy obejść dwie najbliższe wsie. Po kilkunastu minutach byliśmy na miejscu.
– Jim, weź dwóch ludzi i biegiem na tamten pagórek – Boston nawet nie patrzył w stronę żołnierzy, wydając rozkaz. Kątem oka dostrzegłem trzy pochylone sylwetki, biegnące pod niewielkie wzniesienie.
– Bailey – Boston przywołał do siebie jednego ze strzelców – znajdź sobie spokojne miejsce w którymś z zabudowań, żebyś miał nas na oku. Pastor pójdzie zaraz za mną. Kapelan poprawił kamizelkę i odruchowo sprawdził ładownicę. – Zapomniałbym – Boston chwilę trzymał w palcach niezapalone cygaro. – Peter – wskazał palcem na mnie – masz się trzymać radiotelegrafisty i mnie. Zawsze idziesz za dowódcą, w środku formacji. Jasne? Janett, pilnuj go, żeby nam tu nie udawał kowboja. Radiotelegrafista lekko klepnął mnie w ramię. Na oko był młodszy ode mnie, i niższy. Popatrzyłem na niego z góry. – Słuchaj, nie będę… – zacząłem.
– OK – Janett zignorował mnie zupełnie. Splunął i dokończył: – Idziesz za mną...