Śledztwo w sprawie rytualnych morderstw wciąż trwa.
Mimo że ktoś celowo splątał wszystkie nitki prowadzące do prawdy, wiele wskazuje na to, że Rosalie i Bruce są już bliscy rozwiązania zagadki. Tymczasem Rose wciąż nie może pogodzić się ze stratą męża, a w dodatku koszmarne wizje towarzyszą jej niemal codziennie. Z kolei Bruce nadal zmaga się ze swoimi demonami, przez które coraz trudniej wspierać mu przyjaciółkę.
Bez względu na wszystkie trudności i niepowodzenia detektywi wierzą, że lada dzień morderca zostanie schwytany. Tylko czy Rose uda się doprowadzić sprawę do końca, skoro czuje, że nie może już ufać własnej głowie?
Widzę tłum ludzi, którzy trzymają nade mną dłonie zaciśnięte w pięści. Dostrzegam znajome twarze: Ethan, Bruce, Kimberly, Montgomery, doktor Raul, moja mama. Nie płaczą, nie są nawet smutni. Patrzą na mnie z pogardą. Chcę wydostać się na zewnątrz, ale nie mogę się ruszyć. Czuję jedynie łzy spływające po skroniach i moczące kosmyki moich włosów. Nagle otwierają zaciśnięte dłonie, z których wysypuje się ziemia. Jest jej tak dużo, że przygniata mnie i pozbawia oddechu. Moje oczy, wciąż zasypywane, łzawią, przez co nie widzę wyraźnie, jednak rozpoznaję osobę, która została na górze i patrzy na mnie z wyniosłością. Jej czarne oczy wpatrują się we mnie jak w zwierciadło, a ciemne włosy falują na wietrze.
– Żegnaj, Rosalie.