Co ma zrobić uczciwa obywatelka, jeśli znajdzie w swoim bagażniku zakrwawione ciało? Wezwać policję – pomyślała Janina. A jeśli uczciwa obywatelka zacznie podejrzewać, że przybyli na miejsce policjanci wcale nie byli policjantami? Wezwać na pomoc wypróbowanych przyjaciół – pomyślała Janina. Tym sposobem nieprzeciętna piątka osób wszczyna prywatne śledztwo. Im bardziej się w nie zagłębiają, tym liczniej mnożą się pytania i tym mocniej zagęszcza się atmosfera wokół detektywów-amatorów. Wszystko wskazuje jednak na to, że klucz do rozwiązania zagadki został ukryty w tajemniczym włazie w podłodze pod kuchennym dywanikiem. Ktoś za wszelką cenę stara się nie dopuścić do tego, by na jego trop wpadły niepowołane osoby. Za późno…
Gienio patrzył z czystą furią na kałużę czerwonego płynu, która brudziła mu zasypany kamyczkami podjazd do garażu.
– Czy to TY, JANINA????!!! – ryknęło ciało.
– Jestem Janina, tak – odpowiedziałam, bo co miałam powiedzieć? Jakąś Janiną byłam, ale nie wiedziałam, czy tą, której potrzebowało ciało.
– Janina, to nie ten numer był… to było na pięćdziesiątej DRUGIEJ, w trzynastej po drugim – powiedziało jakoś tak mętnie ciało.
– Co?? – zapytałam z całkowitą rozpaczą umysłową dostrzegalną w tonie mojego głosu.
– Na pięćdziesiątej DRUGIEJ, w trzynastej po drugim… – wyszeptał ten ciał i zemdlał. Ciało znaczy. Zemdlał albo umarł, cholera jasna, bo to coś przy szyi to był chyba ślad od dziabnięcia czymś ostrym.