Próbując przypasować Podróż powietrzną do określonego podgatunku science fiction, z proponowanych przez Dominikę Oramus w pracy O pomieszaniu gatunków. Science fiction a postmodernizm, poświęconej przede wszystkim dziełom późniejszym niż Bilderdijka, możemy natrafić na pewne trudności. Niniejsza opowieść pozbawiona jest pewnych kluczowych elementów, jak wyznaczenie czasu czy charakterystyka pozostałych postaci, przez co analiza pod względem gatunkowym będzie bardzo ograniczona. Moglibyśmy pokusić się o założenie, iż Podróż powietrzna należy do SF kontaktowej, problemem pozostaje jednak to, czy napotkana istota rzeczywiście była obca.
Podróż…, nie będąc intencjonalnie pisana wedle ram jednego podgatunku science fiction, przypomina przede wszystkim Niezwykłą podróż Juliusza Verne’a. Utwory tego typu nazywa się także „powieścią geograficzną”, choć tutaj, zważywszy na rozmiar dzieła, skłaniałbym się bardziej ku nazwaniu go nowelą czy opowiadaniem. Rzecz jednak w tym, iż gatunek ten opiera się na opisaniu alternatywnej rzeczywistości, gdzie podstawą rozmyślań bohaterów jest właśnie adekwatność mitów i symboli, odniesienie ich do rzeczywistości i próba wyjaśnienia nieznanego, czy raczej dotąd niepoznanego świata swoim własnym, ograniczonym leksykonem i percepcją – podobnie z resztą, jak czynili to ludzie w starożytności. Jednak Bilderdijk nie odnosi się do kolonialnej historii świata, nie próbuje podbijać nowych lądów, a przynajmniej nie w tradycyjnym tego słowa znaczeniu. Wyruszamy dalej, poza obręb globu ziemskiego i, wbrew pozorom, tylko ten element sprawia, że Podróż powietrzna jest tak fantastyczna i wyjątkowa, zwłaszcza na gruncie zachowawczej kultury holenderskiej. Co więcej, sam autor dochodzi do stwierdzenia, że kolonizacja podksiężyca powinna koniecznie stać się realnym przedsięwzięciem przyrodników i astronomów. Jeśli bowiem nikt poza nami nie może partycypować w odkryciu, odkrycia zwyczajnie nie ma.
Damian Olszewski